Eksploracja Ciasnych Kominów - zakończona!?


Przez cztery lata syfony na dnie Ciasnych kominów w Jaskini Miętusiej stanowiły dla nas wyzwanie. Podczas każdej przeprowadzonej akcji udawało się ustanowić kolejny rekord Polski w głębokości nurkowania w jaskini (patrz poprzednie artykuły o nurkowaniach z początków 1996, 1997, 1998 i angielskie streszczenie z 1998 roku). Osiągane rezultaty dopingowały do dalszej eksploracji. Podczas kampanii zimowej 97/98 zanurzyłem się w południowym jeziorku na głębokość –63 m. W tym miejscu korytarz stromo opadał w dół. Dno pokrywał luźny piasek. Przed rozpoczęciem powrotu udało mi się jeszcze dojrzeć kilka metrów dziewiczego korytarza. Strop co prawda nieco się obniżał, ale za załomem korytarz powinien znowu ostro ruszyć w dół. Tymczasem w północnym jeziorku Norbert Ziober odkrył przestronny ciąg idący na południe, gdzie szybko osiągnął –20 m. Ten ciąg wydawał się jeszcze bardziej perspektywiczny. Na dnie nie było piasku, który w pewnym momencie mógłby zamknąć światło korytarza. Zasadniczym utrudnieniem zeszłorocznej działalności była ciepła pogoda. Podwieszony Syfonik był nieustannie zalewany, tak ze dostęp do właściwych syfonów był możliwy dopiero po jego przenurkowaniu. Z tego względu przeprowadzenie tych wszystkich nurkowań wymagało aż ośmiu wyjazdów w Tatry.

Mając te doświadczenia na uwadze i w tym sezonie przygotowaliśmy się na długą i wyczerpującą kampanie. Mroźny listopad 1998 zapowiadał znowu ciepłą kalendarzową zimę. Aby nie tracić czasu na przełomie listopada i grudnia zorganizowaliśmy pierwsza weekendowa akcje, której celem było zaporęczowanie jaskini i budowa pomostu. Wzięli w niej udział : Wiktor Bolek, Norbert Ziober i Jakub Biziel. Wniesienie całego sprzętu nurkowego wymagało znacznie większej ekipy. Wystarczającą ilość ludzi można było zgromadzić dopiero podczas Obozu Sylwestrowego.

Przed otworem Miętusiej, fot. P. Zienkiewicz

Po Świętach wyjechaliśmy w Tatry z pewnym niepokojem, jako ze na nizinach panowały już dodatnie temperatury. Licząc na to, ze jednak Podwieszony Syfonik będzie drożny, spakowaliśmy się w czternaście (14) szpejów i wyruszyliśmy na transport. Wzięli w nim udział : Wiktor Bolek, Norbert Ziober (AKG Łódź), Krzysztof Domagała, Artur Fars, Maciej Czykierda, Robert Fronc, Łukasz Bazal, Aleksandra Pabis, Marek Landwojtowicz, Marcin Wójcik, Mirosław Suwaj, Sławomir Gibowski, Jakub Biziel, Jacek Klimaszewski i Jacek Gabrych (pozostali z SG Wrocław). Syfonik okazał się drożny, a poziom wody w Syfonie Zwolińskich bardzo niski. Do Kaczanosia akcja przebiegała sprawnie. Stad wróciła grupa mniej doświadczonych. Prawdziwa walka rozpoczęła się dopiero w zaciskach : Wyżymaczka, Droga Przez Mękę, Ucho Igielne. Do kałuży pod Uchem Igielnym wpadł szpej z aparatem fotograficznym Norberta. Po tym wypadku przestał być użyteczny i pożegnaliśmy się z myślą o jakichkolwiek zdjęciach z tej akcji. Po kilkunastogodzinnym pobycie kilkunastu osób w okolicach dna Ciasnych Kominów, zmalała znacznie ilość powietrza w tych partiach. Poruszaliśmy się w oparach oblepiającej wszystko mgły. Z ledwością można było oddychać. Ostatnie szpeje zwiozłem na pomost z drżącym sercem: zasłabnę z braku tlenu czy tez nie? Na szczęście tym razem nic się nikomu nie stało. Podczas kolejnych akcji postanowiliśmy używać jedynie światła elektrycznego w III Studni i nad samymi syfonami.

Na właściwą akcję nurkową wybraliśmy się jedynie w 3 osobowym zespole: Wiktor Bolek, Norbert Ziober i Wojciech Piotrowicz (SKTJ Sopot). Nie obciążeni transportem sprawnie dotarliśmy do syfonów. Jako pierwszy do nurkowania w północnym jeziorku przygotował się Norbert z dwoma ósemkami zamontowanymi na plecach. Po około 20 minutach nurkowania pojawił się z powrotem w jeziorku. Podjął butle z tlenem i przez kilka minut z niej oddychał. Gdy wynurzył się okazało się, że połączył Ciasne Kominy z Wielkimi. Norbert popłynął odwijając od samego początku nową poręczówkę. Od ostatniego osiągniętego poprzednio punktu (Maczuga na –20 m) korytarz stromo schodził w dół w kierunku południowym. Na odcinku ok. 40 m korytarz wykonał kilka gwałtownych zakrętów w prawo i w lewo. Przepłynął przez zwężenie i dalej na zachód na głębokości ok. –28 m. W pewnym momencie Norbert zobaczył ku swojemu największemu zdumieniu drugą poręczówkę, która kończyła się punktem zastabilizowanym z gumki. Był na niej marker "70". W tym momencie domyślił się, ze znalazł od dawna oczekiwane połączenie Ciasnych i Wielkich Kominów. Połączył poręczówki. Ze swojego kołowrotka odwinął około 90 m. Popłynął dalej w Wielkie Kominy, aby lepiej rozpoznać miejsce, w którym nastąpiło połączenie. Korytarz łagodnie zakręcał w lewo. Minął marker "60". Kilka metrów dalej, po swojej prawej stronie, natknął się na schodząca z góry linę f 10 i leżący na dnie pas balastowy. Zapewne był to ciąg głównej studni Wielkich Kominów. Ten korytarz został odkryty w 1972 przez płetwonurków z Warszawy. Nadano mu wtedy nazwę Kolektor Odzyskanych Nurków. Ponownie eksploracje w tym miejscu podjął w 1995 Krzysztof Starnawski. Przy tej okazji przemianował ten fragment syfonu na Zamulony Korytarz. Norbertowi kończył się już limit powietrza, a jego butle były planowane jeszcze jako rezerwa na dekompresje na głębokie nurkowanie w drugim jeziorku. W drodze powrotnej Norbert miał niemalże zerową widoczność. Płynąc już we fragmencie poznanym od strony Ciasnych Kominów stwierdził, że naciągnięta poręczówka znacznie zbliżyła się do stropu. W pewnym momencie poczuł, że nie jest już w stanie płynąć dalej. Butle klinowały się w stropie. Przymierzył się jeszcze raz i dalej to samo! Ze względu na zerową widoczność nie był w stanie ocenić, jak należy ułożyć się w tym miejscu. Sytuacja zaczynała być nerwowa. Próbował się wpasować jeszcze kilka razy, ale bez rezultatu. Na szczęście odkrył połączenie z Wielkimi Kominami i w ostateczności mógłby się tam wynurzyć. Norbert podjął jednak jeszcze jedną próbę pokonania tego nieoczekiwanego zacisku. Tym razem obrócił się plecami do dołu. Trzymając poręczówkę w maksymalnie wyciągniętej ręce poruszał się naprzód. Tym razem, o dziwo, udało się. Później Norbert spenetrował jeszcze przodek wysunięty najbardziej na północ. Tutaj na głębokości 5 m, szczelina zwężała się na tyle, że niemożliwe było płyniecie z butlami na plecach. Na tym zakończyła się eksploracja w północnym jeziorku.

Plan omawianych syfonów

Kolejne nurkowanie przeprowadziłem w południowym jeziorku. Ze względu na przewidywaną większą głębokość zabrałem dwie butle 10 l z trimixem. Aby uniknąć nadmiernego wychłodzenia, suchy kombinezon postanowiłem napełniać z dodatkowej 4 l butli z powietrzem. Wybrałem właśnie powietrze, a nie np. argon, żeby w razie awarii butli dekompresyjnej lub depozytowej mieć dodatkowe źródło czynnika oddechowego. Zanurzenie rozpocząłem jeszcze z dwoma dodatkowymi 8 l butlami (w sumie miałem ze sobą pięć butli). Butle tlenowa na dekompresje (4 l) Norbert miał mi potem zrzucić na linie na –6 m. Pierwszą ósemkę zostawiłem na dekompresję na –12 m, podwieszając ją na tej samej żylecie co zwykle. Następnie przyjąłem pozycję horyzontalną i popłynąłem nad piaskowymi pochylniami. Byłem znacznie przeciążony. Musiałem dopompowywać dużo powietrza do suchego skafandra. Na domiar złego na karku źle ułożyła mi się kryza i w chwili gdy schylałem głowę uciekało mi tamtędy powietrze. Miałem nadzieję, ze w tych okolicznościach 4 l butla wystarczy do zapewnienia pływalności podczas całego nurkowania. Poruszałem się bardzo wolno. Cztery pozostałe butle i napompowany suchy skafander stawiały duży opór. Po wydawałoby się nieskończenie długim czasie dopłynąłem na –44 m, gdzie na kolejnej żylecie miałem zostawić 8 l depozyt z powietrzem. Spojrzałem na komputer. Upłynęły dopiero 4 minuty. Czas podczas eksploracji w Jaskini Miętusiej płynął zupełnie inaczej niż np. w le Bestouan. Na szczęście odpięcie i podwieszenie depozytu odbyło się bez problemów. Zbytnie przedłużenie tej czynności mogło spowodować przekroczenie bezpiecznego profilu nurkowania. Już tylko z 3 butlami pomknąłem na przodek. Po drodze korytarz zrobił kilka zakrętów, których w ogóle nie zapamiętałem z poprzedniego nurkowania. Dotarłem na –60 m do Ruchomych Piasków. Tak jak się spodziewałem, ostatni ciężarek został wchłonięty przez piasek. Na szczęście odległość w tym miejscu do stropu była duża i nie zachodziła obawa, że osypujący się piasek może zamknąć światło korytarza. Dowiązałem poręczówkę i zacząłem odkrywać nowe. Po kilkunastu metrach, ku mojemu zdumieniu, korytarz zamknął się litymi ścianami, tworząc salkę na –70 m. Była to głębokość i odległość, którą jeszcze widziałem podczas poprzedniego nurkowania. Szczerze mówiąc liczyłem na te kilka metrów głębiej. Na końcu salki odchodziły w górę jeszcze dwa ciasne kominki. Kominek po prawej klipił się już po kilku metrach. Ten po lewej miał średnicę ok. 1 m i widać go było na długości kilku metrów. Był zbyt ciasny na eksploracje z obecnym sprzętem. Na dnie salki zastabilizowałem poręczówkę z ciężarka na głębokości –70.6 m, kilka metrów za markerem "130" (można przyjąć, że długość tej części syfonu wynosi 135 m). Z przerażeniem stwierdziłem, że zużyłem już prawie połowę trimixu. Natychmiast rozpocząłem powrót. Po 10 minutach oddychania mieszanką wróciłem na –44 m. Byłem o 4 minuty krócej niż przewidywała symulacja, jednak zużyłem znacznie więcej czynnika oddechowego. Na szczęście syfon nie był głębszy niż –70 m! Podjąłem depozyt i wziąłem pierwszy ostrożny wdech powietrza. Automat działał poprawnie. W butli zostało jeszcze 80 bar. Wynurzyłem się do –15 m po 23' nurkowania. Już na tym przystanku dekompresyjnym skończyło się powietrze w 8 l depozycie. Zacząłem oddychać z rezerwowej czwórki przeznaczonej do suchego. Zostało w niej 140 bar (60 bar wpompowałem do suchego). Przepłynąłem na –12 m. Ku mojemu przerażeniu nie znalazłem po drodze 8 l butli dekompresyjnej. Czyżby spadla z żylety!? Mogła wtedy leżeć na –18 m na dnie studni. Co gorsza podczas upadku mógł ulec uszkodzeniu zawór lub automat. Pełen najgorszych obaw zacząłem ponownie zanurzać się wzdłuż poręczówki. Na –13 m butla wisiała sobie grzecznie tam gdzie ją zostawiłem. Sznureczek, na którym wisiała, okazał się nieco dłuższy niż sądziłem i butla zsunęła się nieco głębiej. Wynurzając się płynąłem dość daleko od poręczówki i w lekko zmąconej wodzie ta butla mogła ujść mojej uwadze. Po chwili ochłonąłem i przygotowałem się do długotrwałej dekompresji. Dekompresja z tlenem od –6 m miała trwać 35', a na powietrzu 57'. Zacząłem już odczuwać lekki chłód, wiec miałem nadzieje, ze Norbert bez problemów wrzucił butle z tlenem na –6 m. Korzystając z chwili czasu postanowiłem sprawdzić boczny korytarzyk odchodzący na –12 m. Miał regularny, niemalże kolisty przekrój o średnicy ok. 1.5 m. Praktycznie od razu przechodził w pionowa rurę o takim samym przekroju. Z tą ilością sprzętu, którą posiadałem nie chciałem się już tam wpasowywać, tym bardziej ze zanurzenie w tym momencie zmieniłoby diametralnie profil. Zacząłem przeczekiwać dekompresje w głównym ciągu. Na –6 m okazało się, ze lina z butlą tlenową starcza jedynie do –5 m. Spędziłem kilka minut na przepinaniu butli depozytowych i podczepieniu sobie tlenu wróciłem na –6 m, gdzie odbyłem pełną dekompresję, biorąc co kilka minut parę oddechów powietrzem. Na powierzchni pojawiłem się po 76' zanurzenia. Dekompresję przedłużyłem w sumie do 53' dla zwiększenia marginesu bezpieczeństwa. Dłużej w wodzie przebywać i tak już nie byłem w stanie, bo cały zdrętwiałem z zimna.

Grudniowe nurkowania rozwiązały zasadnicze problemy eksploracyjne w Ciasnych Kominach. Dokonano połączenia Ciasnych i Wielkich Kominów, co unaocznia błąd w wykonaniu pomiarów w obydwu tych ciągach. Poziom lustra wody w Wielkich Kominach według pomiarów znajduje się na –213 m poniżej otworu, a w Ciasnych Kominach tylko –207 m. Błąd wynosi 6 m. Ma to istotne znaczenie dla określenia głębokości jaskini. Jeżeli prawidłowy jest pomiar w Ciasnych Kominach to jaskinia ma głębokość –277 m, a jeżeli w Wielkich to –283 m. Ponieważ Ciasne Kominy są ciągiem o wiele trudniejszym, można zaryzykować stwierdzenie, że błędy popełniono właśnie tutaj. Stad deniwelacja jaskini wyniosłaby 305 m (-283, +22).

Podsumowując w południowym jeziorku odkryto w sumie 135 m ciągu przy maksymalnej głębokości 70 m – co jest aktualnie najgłębszym punktem osiągniętym w polskim syfonie. W północnym jeziorku odkryto 130 m ciągów do połączenia z Wielkimi Kominami (wliczając w to równolegle pochylnie i północny przodek), przy maksymalnej głębokości –29 m.

Wiktor Bolek


POWRÓT WYŻEJ: tutaj możesz przejść do spisu artykułów.

POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ: tutaj możesz wrócić na stronę tytułową.

Ostatnia zmiana: 1999.02.11