Jeszcze słowo o ochronie jaskiń na Jurze


Czytując publikacje dotyczące ochrony jaskiń jurajskich, zamieszczane w Informatorze Jaskinie Wyżyny, w Górach i innych miejscach, doszedłem do wniosku, że mamy w tej chwili do czynienia z tzw "przegięciem pały" w drugą, ochroniarską, stronę (przynajmniej w dyskusji). Sam byłem i jestem zwolennikiem ochrony jaskiń. Krew mnie zalewa również, jeśli widzę zespoły amatorów stosujące techniki "samobójcze" do pokonywania pionowych odcinków. Jednak w publikowanych artukułach zapomina się o kilku podstawowych argumentach przeciw ochronie jaskiń rozumianej w sposób przedstawiany w tych tekstach.

Mianowicie trzeba zauważyć, ze gdzieś musi nastapić pierwszy kontakt przyszłego grotołaza z jaskiniami. Nie chodzi tu tylko o jaskinie typu Raj, czy Niedźwiedzia w Kletnie. Trudno również oczekiwać, że kogoś zainteresuje taternictwo jaskiniowe (tzn jego istota, między innymi w formie pokonywania jaskiń pionowych) po zwiedzeniu, proponowanych przez zarząd Jurajskich Parków Krajobrazowych do masowego odwiedzania, jaskiń Olsztyńskiej (bez Wszystkich Świętych) czy W Zielonej Górze. Paranoją i skrajną naiwnością byłoby wymagać od przyszłych grotołazów najpierw zapisywania się do klubów, płacenia za kursy, a potem sprawdzania, czy w ogóle taternictwo jaskiniowe ich interesuje.

Ruch grotołazów w Polsce nie jest zbyt silny i liczny osobowo. Co prawda jaskiń też nie mamy wiele, ale to nie lata 70-te i wyjechać za granicę jest często łatwiej i taniej niż np. w nasze Tatry. Pozwala to na zwiększenie "pojemności" osobowej naszego środowiska. Warto tu zauważyć, że istnieją kraje nie posiadające jaskiń w ogóle, w których funkcjonują kluby grotołazów. Im nas będzie więcej, tym większą będziemy mieli "siłę przebicia" i możliwości wpływania na interesujące nas sprawy (np. na relacje z TPN). W tej sytuacji interesem nas wszyskich powinna być popularyzacja grotołażenia. (Jest to zresztą naturalne; każdy pasjonat lubi "dzielić się" swoją pasją.) A do tego niestety potrzeba jaskiń dostępnych dla wszyskich.

Liczba jaskiń w Polsce jest mała. Powoduje to dramatyczną chęć ochrony obiektów, które za miedzą (np. u Słowaków) nie zwróciłyby szczególnej uwagi. Z drugiej strony niefrasobliwość ochroniarzy jurajskich szczególnie kłuje w oczy. Toczy sie zażarte boje o wyłamany stalaktyt w jaskini gdzie wszystkie pozostałe stalaktyty wyłamali juz dawno szpaciarze, a nie stanowią problemu dziesiątki ciekawych jaskiń zasypanych śmieciami i gruzem przez rolników. Problemem nie są również systemy odwodnienia krasowego zalewane szambem. Ciekawa selektywność widzenia, prawda?

Sadzę, że dla znakomitej większości z nas pierwszy kontakt z pokonywaniem jaskiń nieturystycznych nastąpił na Jurze. Często odbywało się to bez opieki fachowców grotołazów. Być może pokonywaliśmy jaskinie w sposób ryzykowny, na linie cumowniczej, czy z pomocą plecionej przez siebie drabinki. Nie są to może metody godne pochwały, ale te chwile zadecydowały o poszukiwaniu dróg bardziej fachowych i wstąpieniu do klubów. Liczba wypadków na Jurze nie potwierdza obaw czarnowidzów co do odpowiedzialności ludzi za własne czyny. Wypadki smiertelne takie jak w Racławickiej, czy w Studni Szpatowców nie były związane z planowaną (choćby amatorską) akcją jaskiniową. Zresztą chyba dla wszystkich myślących jasne jest, że polityka nakazów i zakazów odnosi marne skutki. (Ta teza, jeśli jest prawdziwa, niestety wskazuje, że wsród urzędników i biurokratów ludzi "myslących" są zaledwie promile). Znacznie rozsądniejsze wydają się być informowanie i wychowywanie ludzi (choć z pewnością trudniejsze). Tu dobrym przykładem może być "kultowa" książka M. Szelerewicza i A. Górnego "Jaskinie Wyżyny Krakowsko-Wieluńskiej". Miast zakazów, nakazów i straszenia rzeczowa informacja, jak zwiedzić zmniejszając ryzyko wypadku. Efekt - setki nowych grotołazów w klubach.

Zbliżam się do zasadniczej propozycji. Czy nie lepiej pewną ilość obiektów o nieco mniejszej wartości przyrodniczej lub już zniszczonych, po prostu "poświęcić" dla celów masowej turystyki kwalifikowanej? Zamiast wstawiać kraty i tablice zakazu, może lepiej zainstalować bezpieczne punkty zjazdowe, tablice informacyjne z przekrojami jaskiń i rzeczowymi informacjami jak prawidłowo zjechać na dół. I nie chodzi tutaj o przystosowanie jaskiń dla turystów z pomocą drabin stalowych, tak aby mógł tam wejść każdy, lecz o umożliwienie przyszłym grotołazom przeżycia prawdziwej "przygody". Oczywiście i teraz problem rozwiązuje się sam poprzez ignorowanie zakazów czy wyłamywanie krat, ale czy w Polsce zawsze wszystko musi być na odwrót?

Dariusz Bartoszewski


POWRÓT WYŻEJ: tutaj możesz przejść do spisu artykułów.

POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ: tutaj możesz wrócić na stronę tytułową.

Ostatnia zmiana 1998.02.02