Hiszpania '98


Górne piętro doliny Ordessy.

Górne piętro doliny Ordessy.

Pireneje - któż nie słyszał o tych magicznych górach. Wydają się być takie dalekie i nieosiągalne. W sercach i marzeniach zakwitł nam pomysł wyruszenia do tej krainy, która jak nam się wydawało mogłaby stać się naszym domem.

Wyruszyliśmy z Warszawy autobusem, który na 36 godzin jazdy przez 12 tłukł się po naszym kraju - mordęga. Dojazd do Barcelony o 5-tej rano był dla nas wybawieniem i jednocześnie gongiem, który rozpoczynał naszą przygodę. Obce nam miasto przywitało nas przyjemnym chłodem, który rzadko jest osiągalny na tym gorącym wybrzeżu. Nie wiedząc, co robić postanowiliśmy poradzić się mapy (pytany przez nas polako-hiszpan polecał nam same kurorty i miejsca, w których są "fantastyczne knajpy, dyskoteki i pełno jest ludzi").Wybraliśmy "obiecujący" rejon na wschód od Barcelony - wyglądający na górzysty i zielony (niestety z zielenią to nam się nie udało - wszystko było spalone niemiłosiernym słońcem). Wsiedliśmy w naziemne metro i pomknęliśmy klimatyzowanymi wagonikami nad samiusieńką wodą przy kojących dźwiękach muzyki poważnej dobywającej się z głośników. Czatowaliśmy na miejsce, które się nam spodoba. Gdy tylko za szybą pokazały

Wschód słońca na przeł. pod Monte Perdido.

Wschód słońca na przeł. pod Monte Perdido.

się skały sięgające samej wody - wysiedliśmy. Sant Pol De Mar okazało się być malutką mieściną, za którą znaleźliśmy kapitalny kemping. Od razu wyskoczyliśmy na plażę, która przywitała nas wszech obecną golizną - niezależnie od wieku. Piasek był taki gorący, że trzeba było szybko się po nim poruszać. Udało się nam znaleźć miejsce pod skałami w cieniu, bo słońce wprost porażało. I od tego momentu tak wyglądała dla nas Hiszpania, - Magdzia prażyła się w słońcu a ja chowałem się w jakimkolwiek cieniu. Za to woda była wspaniała, czyściutka i przyjemnie lekko chłodząca. Prawie raj na ziemi (tylko za gorąco!). Udało się też nam wyruszyć metrem z powrotem do Barcelony, aby pooglądać miasto. Akurat trafiliśmy na zaćmienie słońca, co było przyjemne, bo choć przez chwilę nie paliło ono na maxa. Obejrzeliśmy parę zabytków, ale największe wrażenie zrobił na nas kościół Sagrada Familia.

Z Sant Pol ruszyliśmy dalej, aby zobaczyć Costę. Trafiliśmy do Lloret De Mar - super miasteczko z zamkiem na skałach na morzu. Miejsce naprawdę cudowne, można tam spędzić wspaniałe pełne romantyzmu chwile. Wybrzeże tam jest już całkiem upstrzone skałami, niewiele jest tam naturalnych zatoczek z dostępną plażą. I to jest właśnie problem, bo ludzi tam jest sakramencko dużo. Ale wystarczy odejść kawałeczek w bok i już ma się skrawek "nieba" dla siebie. Widok brązowych skał startujących wprost z błękitnego morza jest naprawdę niesamowity, woda jest przeraźliwie czysta, ma się wrażenie, że dno

Trawers cyrku Carriata. Ordessa.

Trawers cyrku Carriata. Ordessa.

jest tuż tuż, gdy tymczasem jest kilkanaście metrów. Zatoczki ukryte wśród skał wyścielone drobnym piaskiem są takie kuszące...Następnym miejscem nad wodą, które zobaczyliśmy była Tossa De Mar. Miejscowość bardzo mała i chyba najurokliwsza, po prostu nie było czuć tam tego gwaru turystów. Spędziliśmy tam cudowne dwa dni prażąc się na plaży w niesamowitej scenerii skał i wody.

Kilka dni boskiej nudy na wybrzeżu wyzwoliło w nas pragnienie gór. Ruszyliśmy do Barcelony skąd pociągiem pojechaliśmy do Lleidy. Tam po przeżyciu przygody związanej z kradzieżą plecaka, (który udało mi się odzyskać!!!) Przesiedliśmy się do pociągu jadącego do La Pobla De Segur. Ten ostatni odcinek wiódł przez przedgórze, więc mieliśmy czym sycić oczy. Ale to było nic z widokiem, który powitał nas rankiem (nocą dotarliśmy do Pobli i spaliśmy koło dworca) - we wschodzącym słońcu szczyty pobliskich gór dosłownie płonęły. Było to takie przepiękne, że od razu postanowiliśmy się w nie wedrzeć. Jak się później okazało jeszcze spory kawał drogi nas czekał do "właściwych" gór, ale dzięki uprzejmości tamtejszych ludzi udało się nam dość szybko pokonać 60 km górskich dróg. Ostatnich 10 szliśmy piechotą ciesząc się jak dzieciaki, że w końcu jesteśmy tam gdzie nasze miejsce.

Dolinę zamykał potężny cyrk lodowcowy, nad którym widać było dalekie szczyty. W kotle rozpościerała się od ściany do ściany ogromna zapora piętrząca duże jezioro. Skały były fantastycznie białe, ale jak się okazało nie były to wapienie tylko granity. Zatrzymaliśmy się tam na noc, która okazała się być zaskakująco chłodna (byliśmy na ok. 1800m).

Początek

Początek "powietrznych" półek. Ordessa.

Rankiem ruszyliśmy na podbój górnej części doliny. Od wysokości ok. 2000m występuje piętro łąk. Jest to niesamowity widok, gdy z łąk startują szczyty. Jednak największą atrakcją tych gór (park narodowy "Parc Nacional D'Aiguestortes Estany De Sant Maurici") są jeziora i stawy. Jest ich nieprawdopodobnie dużo i to w całej gamie wielkości od ogromnych (6,5 mln m3) po maleńkie śliczne oczka. Te góry są niepowtarzalnie piękne, urok tych zielonych dolin upstrzonych stawami pozostaje długo w pamięci. To tak jak gdyby naszą poczciwą "piątkę" zazielenić, podnieść do góry szczyty i pomnożyć przez tysiąc.

Ciekawostką tych gór jest to, że część stawów jest wykorzystywana do pozyskiwania energii. Są one ze sobą połączone sztolniami i na końcu takiego szeregu stoi elektrownia wodna. Przypuszczam, że aby utrzymać przepustowość elektrowni na dole, sukcesywnie wypuszczana jest woda od górnych stawów. Tak było z jednym stawem, do którego doszliśmy w trakcie naszej łazęgi - okazał się być w 2/3 "wypompowany". Ale całej infrastruktury nie za bardzo widać, więc ten "technologiczny" dodatek nie przeszkadza. Za to włóczenie się po zielonych łąkach na wysokości 2500 m jest fajne.

Góry troszkę przypominają nasze Tatry tylko są bardziej rozorane przez lodowce, przez to doliny są bardzo szerokie i nie ma tu wybitnie ostrych turni. Noclegi są tu bajecznie piękne, praktycznie wszędzie można sobie wybrać "swój" staw i zostać władcą niesamowitej krainy na całą noc.

Cyrk Gavarnie.

Cyrk Gavarnie.

Najwyższym szczytem tego parku jest Pic De Peguera 2982m, ale zostawiliśmy go trochę z boku i zadowoliliśmy się Gran Tuc De Colomers 2932m z widokiem na przepiękny cyrk Colomers. Po pięciu dniach łażenia zeszliśmy w końcu z gór do doliny D'Aran. Tam zregenerowaliśmy się energetycznie i nieco fizycznie.

Następnym pomysłem, który chcieliśmy zrealizować był park Ordessy, o którym tyle słyszeliśmy i który ponoć jest wielką atrakcją Hiszpanii. Dotarcie tam było dla nas dość kłopotliwe gdyż musieliśmy strasznie dużo nadkładać drogi. Udało się nam dotrzeć do centralnego punktu wypadowego do mieściny Torla. Z stamtąd widać już, co to jest Ordessa - tak wielkie ściany i tak kolorowe, że aż trudno przestać na to cudo patrzeć. Park Narodowy Ordessy to właściwie jeden ogromny kanion z zawieszonymi gdzieś

Cyrk Gavarnie spod schr. Sorradets.

Cyrk Gavarnie spod schr. Sorradets.

wysoko wylotami bocznych dolinek. Zbocza tego giganta wznoszą się ponad dno na 1200m. Budują go wapienne skały i inne osadowe, ławice są ułożone niemal idealnie poziomo stąd niesamowite formacje, jakie się wykształciły w tych górach. W ścianach kanionu przebiegają półki, po których przebiegają szlaki. Są one tak eksponowane i tak powietrzne, że z daleka nie chce się wierzyć, że można tamtędy przejść. Cały czas są takie cudowne widoki, że zapierają dech w piersiach a widok orłów, które wylatują niemal spod nóg powoduje, że niemal ma się ochotę na płacz ze szczęścia. Dla mnie dodatkowym plusem był fakt, że góry są całe poprute jaskiniami, ze ścian kanionu buchały wywierzyska, co krok przechodziło się koło otworów a górne cyrki ozdobione są żłobkami różnej wielkości. Po prostu raj.

Zapakowaliśmy się mocno w plecaki i ruszyliśmy do góry. Pogoda na szczęście w tym kraju jest idealna, więc cały czas szliśmy w uśmiechach słońca. W Ordessie nie ma problemu z nocowaniem gdzie popadnie toteż zawsze spaliśmy w tak odjazdowych miejscach, jakie można sobie tylko wymarzyć. Po trzech dniach i noclegu w okrutnym wietrzysku (na grani powyżej 3000m) dotarliśmy na szczyt parku - Monte Perdido (3355m). Spotkaliśmy tam przecudny widok, który

'Powietrzne' półki Ordessy.

"Powietrzne" półki Ordessy.

prześladuje nas do dziś. Po chwilach oszołomienia wyruszyliśmy w kierunku cyrku Gavarnie, a że był do niego kawał drogi to wędrowaliśmy sobie doń dwa dni. Wejście do cyrku (a zarazem do Francji) wiedzie przez nieprawdopodobną bramę Rolanda - fantastyczna wyrwa w murze graniowych skał. Na tej przełęczy już spotkaliśmy tłum turystów (po drugiej stronie dość wysoko położone schronisko). Sam cyrk jest rzeczywiście godny pospolitego cepra, bo jest tak bajkowy jak plenery w filmach fantasy.

Z jednej jego ścian, które mają ok.1600m spada do środka doliny gigantyczny wodospad, taki, jakiego nie widziałem nigdy w życiu. Jest tak wysoki (chyba 600m) i spada w taką "lufę", że podmuchy wiatru rzucały nim raz na jedną raz na drugą ścianę. Na samym dole podeszliśmy pod jedną z mniejszych grzyw, ale i tak zamoczyło nas całkiem na 50 m przed samym wodospadem. Sam cyrk jest wart podjechania w te góry (od francuskiej strony można podjechać tak daleko, że wystarczy dwu-godzinny spacer - stąd ta "stonka").

Niestety widok Gavarnie z jego całym nadmiarem piękna był dla nas ostatnim widokiem gór, jaki mieliśmy szczęście oglądać na tym wyjeździe. Musieliśmy już wracać do Polski. Ale Pireneje są takimi górami, że oddalające się ich szczyty za plecami każą do siebie jeszcze powrócić. Na pewno będzie tak z nami, wrócimy jeszcze tam, aby zaznać radości przebywania w górach i aby zaczerpnąć pełną garścią z zakamarków własnej duszy i po prostu być szczęśliwym.

Jacek Pyszka

 

Monte Perdido z przeł. Superior de Góriz.

Tarasy w Ordessie.

Monte Perdido z przeł. Superior de Góriz. Tarasy w Ordessie.

Tarasy w Ordessie.

Park Aiguestortes i Estany de Sant Maurici.
Tarasy w Ordessie. Park Aiguestortes i Estany de Sant Maurici.

Dolina Ordessa.

Pólki w Ordessie.
Dolina Ordessa. Pólki w Ordessie.

Kaskada w cyrku Carriata.

w cyrku Carriata.
Kaskada w cyrku Carriata. W cyrku Carriata.

Wywierzysko w cyrku Cotatuero.

'Perć' w cyrku Cotatuero.
Wywierzysko w cyrku Cotatuero. "Perć" w cyrku Cotatuero.

 



POWRÓT WYŻEJ: tutaj możesz wrócić do "Kącika globtrotera" Epimenidesa.

POWRÓT NA STRONĘ GŁÓWNĄ: tutaj możesz wrócić na stronę tytułową.

Ostatnia zmiana 2001.01.18